Zwierzyniec w Wojciechowie

Dorota Maciąg  2018-11-16 Na temat istnienia ogrodów zoologicznych jest mnóstwo różnych opinii. Gdyby przeanalizować wszystkie argumenty za i przeciw istnieniu zoo powstałaby wielotomowa rozprawka. W bardzo dużym skrócie jednym chodzi o to, że zwierzęta pozbawiane są wolności, ich życie jest bezbarwne, monotonne. Druga strona mówi o ratowaniu gatunków zagrożonych wyginięciem, dla wielu zwierząt zoo jest dożywotnią ostoją, gdyż z różnych przyczyn na wolności by nie przeżyły. Większość tych argumentów dotyczy bezpośrednio zwierząt: czy jest im dobrze, czy źle w tym zoo. Ja natomiast zadałam sobie pytanie czy ogrody zoologiczne  są potrzebne nam, ludziom? Koniec ciepłej jesiennej pogodny. Postanowiłam wybrać się na krótką wycieczkę. Przeszukując zasoby internetu znalazłam stronę niewielkiego zoo w Wojciechowie. Jest to miejscowość położona pomiędzy Nałęczowem a Lublinem. Wtedy przyszła mi do głowy myśl, że może w proteście przeciwko trzymaniu zwierząt w klatkach nie powinnam odwiedzać jakichkolwiek tego typu placówek. Z drugiej strony logika podpowiada, żeby najpierw zobaczyć, a dopiero potem wyciągać wnioski. Ruszam w teren. Zoo położone jest w szczerym polu, więc szpilki lepiej zostawić w domu. Pomimo tego zaskoczyła mnie duża liczba osób odwiedzających. Obszerne, czyste wybiegi i woliery dla zwierząt. W niektórych renomowanych ogrodach można znaleźć gorsze warunki. Zwierzęta potencjalnie groźne dla ludzi bądź złośliwe są oznakowane i dokładniej zabezpieczone. Pozostaje grupa miluśniśkich. Są to owieczki, kucyki, osiołki, które same podchodzą i nie mają nic przeciwko  bezpośrednim kontaktom z ludźmi. Są też bohaterowie bajek. Większość zna przygody pingwinów z Madagaskaru i króla Juliana. Dla niewtajemniczonych podpowiem, że król Julian to lemur Katta. Młode osobniki wymykają się z klatki w pogoni za kotami. Nie przeszkadza im w zabawie fakt, że wokół jest dużo ludzi. Sprytniejszym rodzicom udaje się zrobić zdjęcie swoich dzieci z ich ulubionym bohaterem bajki. Jest wesoło. Niestety za chwilę byłam świadkiem sytuacji, która właściwie nie powinna mieć miejsca. Do wybiegu, na którym przebywały walabia - Benetta podszedł wnuczek z dziadkiem. Chłopiec zadawał mnóstwo pytań, wszystko chciał wiedzieć, widzieć i dotknąć. Zapytał dziadka: co to jest za zwierzę? To co mnie zszokowało to odpowiedź dziadka: nie wiem i jego znudzona mina. Przy każdym wybiegu znajduje się duża, kolorowa tabliczka ze zdjęciem zwierzaka i opisem. Wystarczy przeczytać. Często rozmawiam z nauczycielami odwiedzającymi muzeum. Poruszają ważny problem. W programie nauczania są różne tematy związane z przyrodą. Ale jak sami mówią jest to nauczanie encyklopedyczne, na sucho, ponieważ dzieci nie widzą na żywo omawianych roślin i zwierząt. Dlatego dzieci tak chętnie jeżdżą na wycieczki do placówek, w których mieszkają zwierzęta. Cieszę się bardzo, jak odchodząca grupa, którą zapoznawałam z muzealnym zwierzyńcem mówi, że z całej wycieczki najfajniejsze były zwierzaki. To jest właśnie odpowiedź na moje pytanie. Nikt w lesie nie dogoni jelenia. A w zoo może podrapać za uchem osiołka, zajrzeć w piękne oczy kucyka i nabrać szacunku dla ryczącego lwa.
Klub Przyrodników Regionu Radomskiego 2022

Witaj Przybyszu ….

Siądź wygodnie, wsłuchaj

się w odgłosy lasu, szum

wody, świergot ptaków…..